Czujecie ten szał na kosmetyki z węglem? ;) Coraz więcej marek je wprowadza! Skusiłam się na dwa kosmetyki węglowe z marki Bielenda. Nie zachwyciły mnie. O wszystkich plusach i minusach przeczytacie poniżej.
Żel węglowy, oczyszczający Bielenda Carbo Detox
Wypada słabo a mam już porównanie z innym żelem węglowym marki Eveline. Jednocześnie przetestowałam oba aby mieć porównanie jak kosmetyki z węglem mogą działać na skórę i czym się mogą różnić. Zapach awokado uprzyjemnia mycie buzi. Dobrze, że mi odpowiada bo inaczej bardzo bym się męczyła z oczyszczaniem skóry z resztek makijażu. Konieczne jest dwukrotne mycie! Jedno absolutnie nie wystarcza, żel ma delikatne działanie i nie oczyszcza skutecznie wszystkiego przy pierwszym umyciu. Czasami zabieg powtarzam 3 razy! Jest to pracochłonne i niepotrzebne, są kosmetyki które zmywają wszystko przy jednym myciu! Kilka razy szczypał mnie w oczy, w okolicach oczu należy uważać! Mnie podrażnia :( Po każdym myciu wanny konieczne jest mycie umywalki. Wszystko się brudzi! Na czarno oczywiście.
Bielenda Carbo Detox, krem węglowy do twarzy
Czasami to bardzo żałuję, że w drogeriach nie ma próbek kremów. Gdybym wiedziała, że w słoiczku jest tak bardzo smolisty, czarny krem, który trochę przyciemnia skórę, to raczej bym go nie kupiła. Właściwości kremu są cudowne. Mam wrażenie, że czuję drobinki w tej delikatne,j kremowej emulsji, co sprawia, że skóra się wygładza. Zapach kremu przypomina aromat awokado, delikatny i przyjemny. Krem staram się dokładnie wklepywać i wcierać w skórę, ale i tak po nałożeniu widzę, że kolor cery zmienia się na chłodniejszy. Jeżeli używacie na co dzień podkładu, to nie będzie to przeszkadzało, krem ładnie łączy się z podkładem, nie zmienia jego odcienia i nie ma wpływu na trwałość. Sprawia, że skóra jest matowa, nie błyszczy się i nie przetłuszcza zbyt szybko. Jako baza pod podkład sprawdza mi się wyśmienicie.
Po 2 tygodniach stosowania mam mniejsze pory na nosie, myślę, że przyczyniło się do tego również serum AZELO oliwkowe z Biochemii Urody.
Podsumowując:
Na właściwości kremu nie mogę narzekać. Spełnia obietnice producenta. Przy regularnym stosowaniu skóra mniej się przetłuszcza. Wolniej też pojawia się sebum w strefie T. Nie powoduje wysypu niespodzianek, skóra nagle nie zaczyna reagować wysypem i to doceniam. Przeszkadza mi jedynie ten chłodny odcień, który nadaje skórze. Moim zdaniem jest to krem tylko na noc lub koniecznie pod podkład. Skóra po nałożeniu samego kremu nie wygląda dobrze.
Żel z kolei nie domywa za pierwszym razem całego podkładu z buzi, koniecznie jest 2 krotne a nawet 3 krotne masowanie skóry. Jest tak samo paskudnie czarny jak krem i brudzi się przy zmywaniu cała umywalka lub wanna. Irytuje mnie ciągłe sprzątanie po jego użyciu ;)
Nie planuję ponownego zakupu.
Bardzo ciekawa seria, chociaż to zmywanie też by mnie pewnie irytowało ;)
OdpowiedzUsuńMiałam maseczkę, ale w saszetce i potem domycie jej to była tragedia :D Ale efekt na twarzy super :)
OdpowiedzUsuńmam chęć na ten krem, nie przeszkadza mi ten kolor, stosowałabym go jak maskę lub tylko na noc
OdpowiedzUsuńSzał na węgiel jest teraz niepojęty :D. Ja skusiłam się z kolei na micelarny krem do demakijażu z tej serii i jest w miarę w porządku. Jakoś świetnie nie zmywa makijażu (pomagam sobie rękawicą typu Glov), ale jest łagodny i przyjemnie pachnie.
OdpowiedzUsuńmuszą tę serię jeszcze dopracować ;)
OdpowiedzUsuńdla mnie fajna seria
OdpowiedzUsuńKosmetyki tego typu powinny być tak robione żeby nie zostawiać tych czarnych śladów, bo to zabiera cala przyjemność korzystania z nich.
OdpowiedzUsuńUwielbiam klimat Twojego bloga :)